Osiedle. Na granicy wojewódzkiego miasta.
Całkiem duże i zamknięte.
Ogrodzone zielonym, metalowym płotem. Kilkadziesiąt arów powierzchni
i kilkadziesiąt różnych charakterów widzianych na co dzień z frontowego okna.
Ogrodzone zielonym, metalowym płotem. Kilkadziesiąt arów powierzchni
i kilkadziesiąt różnych charakterów widzianych na co dzień z frontowego okna.
Jest i listonosz. Ten sam od wielu lat. Nie
wiedzieć czemu - obrażony na cały świat.
Na pytanie o przesyłkę odpowiada tonem
takim, jakby mu człowiek całą rodzinę wybił.
Jest i koleś - 30-parolatek. Wiecznie pod
telefonem,
który dosłownie na chwilę wyprowadza swojego psa.
Zdaje się, że jedyną oznaką jego czułości do posiadanego zwierzaka,
który dosłownie na chwilę wyprowadza swojego psa.
Zdaje się, że jedyną oznaką jego czułości do posiadanego zwierzaka,
jest pozwolenie mu na
wytarzanie się w osiedlowej trawie.
Kończonego zazwyczaj oschłym zwrotem „chodź tu!”
Kończonego zazwyczaj oschłym zwrotem „chodź tu!”
Jest i Matka-Polka, spotykana zazwyczaj z
torbą zakupów i dzieckiem na rękach.
I gromadką krążącą wokół niej. Wiecznie zabiegana i zdeterminowana,
by zapewnić swemu potomstwu wszystko czego tylko potrzebują,
a która - rzec by można - liczbą dzieci wyrobiła normę dla połowy osiedla.
I gromadką krążącą wokół niej. Wiecznie zabiegana i zdeterminowana,
by zapewnić swemu potomstwu wszystko czego tylko potrzebują,
a która - rzec by można - liczbą dzieci wyrobiła normę dla połowy osiedla.
Są i panie dbające o czystość klatek
schodowych, którym energii i entuzjazmu
mógłby pozazdrościć każdy, kto wykonuje pracę wdzięczniejszą niż one.
mógłby pozazdrościć każdy, kto wykonuje pracę wdzięczniejszą niż one.
Jestem w końcu i ja - baczny obserwator tego
małego świata.
Pełnego pisków bachorów, gnających w pośpiechu
na autobus ludzi i zgiełku pędzących osiedlową drogą samochodów - przeplatanych
wieczorną walką o miejsce parkingowe.
Niczym moher szukający atrakcji we wpatrywaniu
się w ludzkie epizody.
Tylko kubka mi pod ręką brak i poduszki pod
łokciami.
Choć przyznać muszę, że przyjaciele zadbali,
by tę drugą mieć na wyciągnięcie nie jednej mej ręki.
Choć przyznać muszę, że przyjaciele zadbali,
by tę drugą mieć na wyciągnięcie nie jednej mej ręki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz