Sesja sesja i… ale zaraz, zaraz! Jaka sesja?!
Jakoś jej w tym roku nie czuję. Bo ani stresu
nie ma, ani sprzątać się w mieszkaniu nie chce.
O wstawianiu prania i odgłosu wirującej pralki - ogłaszającej maksymalną naukową mobilizację - nie wspominając.
O wstawianiu prania i odgłosu wirującej pralki - ogłaszającej maksymalną naukową mobilizację - nie wspominając.
Po całym roku - podobno najcięższego na mych
studiach - pełnego kół i innych pierdołowatych zaliczeń, najprawdopodobniej z
nadmiaru bodźców, przepaliły mi się styki odpowiedzialne za generowanie stresu.
Krótko mówiąc - najwyraźniej uodporniłem się
na stres.
A już na pewno na ten związany z wszelkiej maści zaliczeniami.
A już na pewno na ten związany z wszelkiej maści zaliczeniami.
Gdzie te czasy, gdy człowiek ambitnie uczył
się wszystkiego, bo pytania to za mało?
Gdzie te czasy, gdy człowiek pieczołowicie opracowywał pytania, w nadziei, że gdy posiądzie zawartą w nich wiedzę, to zobaczy pozytywną ocenę przy swoim nazwisku?
Gdzie te czasy, gdy człowiek pieczołowicie opracowywał pytania, w nadziei, że gdy posiądzie zawartą w nich wiedzę, to zobaczy pozytywną ocenę przy swoim nazwisku?
Nie wiem. Zapewne nikt tego nie wie. Ale
pewnie gdzieś daleko, daleko,
schowane za linią horyzontu, tam gdzie wzrok
studenta nie sięga…
A i wzrok już nie ten. Astygmatyzm wsiada i mimo, że ilościowo widzi się więcej,
A i wzrok już nie ten. Astygmatyzm wsiada i mimo, że ilościowo widzi się więcej,
to szczegółów wyraźnie widzi się mniej.
I pokłady lenistwa siedzą we mnie
nieprzebrane, by próbować coś z tego odczytać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz