Burze…
Ostatnimi czasy sporo ich w okolicy. Okolicy - tak… to bardzo dobre określenie.
A oto i kolejna piękna komórka burzowa
zawitała u bram miasta i przyniosła ze sobą…
kolejny zawód.
Tak, nie pierwszy i
zapewne nie ostatni w tym sezonie.
Zawód wśród miłośników piorunującego
przedstawienia.
Bo jak to możliwe, że podążający prosto na
miasto szkwał burzowy,
o szerokości kilkudziesięciu kilometrów, nagle zmienia
swój kierunek?
I to tylko po to, by obejść miasto jego południową granicą
i
ostatecznie przyjąć na nowo swój pierwotny północny kierunek?
Jak to się dzieje, że jak dotąd aktywna komórka
burzowa nagle gaśnie nad miastem,
by obudzić się ponownie tuż za jego
granicami? A jedyne co po sobie pozostawia,
to strugi lejącego się deszczu?
Jak zrozumieć fakt, że piękny i zwarty wał
burzowy, na jednym krańcu miasta rozdziera się
na 2 części, tylko po to by na
drugim jego brzegu połączyć się na nowo?
Burze na swój sposób lekceważą to miasto.
Niemiłosiernie. Fakt bardzo dobrze mi znany,
a mimo to stwierdzam,
że ostatni czasy burze pogrywają sobie z tym miejscem za bardzo.
Wiem na swoim przykładzie, że niejeden miłośnik burz nieprzyzwyczajonych do tych anomalii, mógłby się srogo zawieźć. Szczególnie jeśli dane mu jest przebywać dłużej w tych stronach.
A bo to pierwszy raz, gdy już był w ogródku? Już witał się z gąską?
To już niestety kolejny spektakl tego typu, którego nie dane mi jest oglądać.
Burze? Tutaj? Marzenie ściętej głowy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz