czwartek, 30 czerwca 2016

Gdy do domu jakoś nie po drodze.

Egzaminy już za mną. Rzekłbym: wakacje! Ale w przeciwieństwie do rzeszy moich znajomych, którzy już dawno spakowali swoje manatki i wyruszyli w podróż powrotną do swoich miast i wsi, mnie jakoś niespieszno do domu.

I bynajmniej nie chodzi tu o brak znajomych, których na co dzień widywało się na wydziale, bo tych paru zaufanych w swoich okolicach mam. Co prawda nie w takiej ilości jak w mieście, ale są. Tu chodzi o niezależność. A właściwie o jej brak. I to nawet nie o tę finansową. 
Choć przyznać muszę, że brak kieszonkowego w wakacje doskwiera najbardziej.
W mieście nikt mi nie mówi o której mam wstać, kiedy pójść do sklepu, posprzątać w kuchni czy też w pokoju. W domu wszystko to odbywa się na innych zasadach i bynajmniej nie ja je ustalam. A przebić się z własną argumentacją - szczególnie gdy jest się na utrzymaniu rodziców - wcale nie jest tak łatwo. Tak samo jak nie jest łatwo w mych okolicach o pracę na niecałe trzy miesiące. Szczególnie taką, gdzie zaakceptują większość mych wakacyjnych planów. A ich mam niemało.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Cudze chwalicie, bo go nie znacie! - część 2.

Cudze chwalicie, bo go nie znacie! - część 1.

Z racji tego, że często mówię co mi ślina na język przyniesie - a i sympatii trochę do człowieka miałem - postanowiłem że przysłużę się znajomemu i bezpiecznie sprowadzę go na Ziemię. Zanim brutalnie zrobi to za mnie rzeczywistość.
A ta już potrafi być okrutna.
Bo niestety nie każde „welcome to my world” wywołuje dreszczyk podniecenia.
Czasami - i to w najlepszym wypadku - będzie to grymas niezadowolenia na twarzy,
a czasami zderzenie z rzeczywistością ze strefą zgniotu na silniku - Fiata 126p.

czwartek, 16 czerwca 2016

Cudze chwalicie, bo go nie znacie! - część 1.

Czyli…
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma,
a trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu

Połowa czerwca. 2:40. Noc. Ale zaraz zacznie świtać. Wiadomość od znajomego ze starszych lat. Potrzebuje koszuli na egzamin. Na 10. Rano. Chciał do mnie wbić o 9, ale z racji prowadzonego przeze mnie nocnego trybu życia, skutecznie wybiłem mu ten pomysł z głowy.
20 minut później jest w moim mieszkaniu.

środa, 15 czerwca 2016

Sezonowość

Sezon na „co tam słychać na biologu?” można uznać za otwarty!

Właściwie to ostatnio zauważyłem, że w moich zainteresowaniach
dominuje wspomniana w tytule sezonowość.
A przejawia ona wartości skrajne. Od euforii i maksymalnego zainteresowania, 
do kompletnego jego braku. Rzekłbym nawet - ignorowania tematu.

wtorek, 14 czerwca 2016

Jutro też będzie najgorzej...
z motywacją do nauki i sprzątaniem.

Sesja sesja i… ale zaraz, zaraz! Jaka sesja?!
Jakoś jej w tym roku nie czuję. Bo ani stresu nie ma, ani sprzątać się w mieszkaniu nie chce. 
O wstawianiu prania i odgłosu wirującej pralki - ogłaszającej maksymalną naukową mobilizację - nie wspominając.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Złoty środek… Czyli co ma kasza do kolosa?

Z braku pomysłu na życie - w tym obiad - stwierdziłem, 
że zrobię sobie do żarcia kaszę gryczaną z warzywami.
Mięsa nie robiłem, mimo tego, że jakieś marne groszę by się znalazło,
by je zdobyć - po prostu byłem zbyt leniwy, by je kupić.

Wstawiłem warzywa. Parę minut później kaszę. I wtedy właśnie stwierdziłem,
że dorzucę jeszcze bulion do tych pierwszych i zrobię sobie zupę.
Taką prostą, najprostszą na świecie. Prawdę mówiąc to ubogą.
Bo kostka - jakby nie patrzeć - warzywna, nawet obok mięsa nie stała.
Ale skoro sam bulion to już zupa, to 7 warzyw w nim pływających,
można z czystym sumieniem nazwać daniem godnym szefa kuchni.
A już na pewno takiego ze studenckim budżetem.

sobota, 11 czerwca 2016

Ogłaszam Dzień Introwertyka.

Czasami są takie dni, że nawet ekstrawertycy potrzebują odsapnąć.
Czasami są takie dni, że i oni mają wszystkiego dosyć,
a ostatnie o czym myślą, to kontakty międzyludzkie.
Najlepiej zalęgliby się w swoich 4 ścianach i nie wytykali z nich nosa.
Czyli jak stwierdził mój współlokator - zachowują się co najmniej dziwnie.

Cisza przed burzą, której niej będzie…

Burze…
Ostatnimi czasy sporo ich w okolicy. Okolicy - tak… to bardzo dobre określenie.

A oto i kolejna piękna komórka burzowa zawitała u bram miasta i przyniosła ze sobą…
kolejny zawód.
Tak, nie pierwszy i zapewne nie ostatni w tym sezonie.
Zawód wśród miłośników piorunującego przedstawienia.

Bo jak to możliwe, że podążający prosto na miasto szkwał burzowy, 
o szerokości kilkudziesięciu kilometrów, nagle zmienia swój kierunek?
I to tylko po to, by obejść miasto jego południową granicą
i ostatecznie przyjąć na nowo swój pierwotny północny kierunek?

Jak to się dzieje, że jak dotąd aktywna komórka burzowa nagle gaśnie nad miastem, 
by obudzić się ponownie tuż za jego granicami? A jedyne co po sobie pozostawia,
to strugi lejącego się deszczu?

Jak zrozumieć fakt, że piękny i zwarty wał burzowy, na jednym krańcu miasta rozdziera się
na 2 części, tylko po to by na drugim jego brzegu połączyć się na nowo?

piątek, 10 czerwca 2016

Pociąg ku starości…

Chyba się starzeję. Albo mam tak bardzo wywalone. Sam już nie wiem.

Wracałem sobie ostatnio pociągiem w wagonie bezprzedziałowym, z Warszawy. 
Jechała nim także 30-parolatka - Matka Polka, razem ze swoją mamą - Babcią Polką.
Ta pierwsza była w posiadaniu dzieci. Sztuk 3.
Pierwsze - na oko 6 lat, kolejne - zapewne 3, ostatnie nie przekraczało 2-go roku życia. 
Mimo iż te dwie ostatnie istoty łącznie swoim wiekiem zapewne nie przewyższały wieku tego pierwszego, to jeśli chodzi o głośność wydawanych przez siebie wszelkiej maści odgłosów,
to starsze dziecię musiało dać za wygraną pozostałej dwójce…

czwartek, 9 czerwca 2016

Osiedle Mohera

Osiedle. Na granicy wojewódzkiego miasta. Całkiem duże i zamknięte.
Ogrodzone zielonym, metalowym płotem. Kilkadziesiąt arów powierzchni
i kilkadziesiąt różnych charakterów widzianych na co dzień z frontowego okna.

Jest i listonosz. Ten sam od wielu lat. Nie wiedzieć czemu - obrażony na cały świat. 
Na pytanie o przesyłkę odpowiada tonem takim, jakby mu człowiek całą rodzinę wybił.

Jest i koleś - 30-parolatek. Wiecznie pod telefonem,
który dosłownie na chwilę wyprowadza swojego psa.
Zdaje się, że jedyną oznaką jego czułości do posiadanego zwierzaka, 
jest pozwolenie mu na wytarzanie się w osiedlowej trawie.
Kończonego zazwyczaj oschłym zwrotem „chodź tu!”